niedziela, 30 grudnia 2012

Mistrzowie rynku - Jesse Livermore

     Życie kolejnego zaprezentowanego przez nas mistrza rynku to prawdziwy cykl wzlotów i upadków. Nazywany „Wielkim Niedźwiedziem Wall Street” trader zasłynął doskonałym wyczuciem rynku, którego dowód dał przede wszystkim w trakcie kryzysów w latach 1907 oraz 1929. Jednocześnie jednak niewielu poza nim w tak krótkim czasie pozyskiwało i… traciło wielomilionowe fortuny.

„Board boy”
     Jesse Livermore urodził się w 1877 roku w Acton, w stanie Massachusetts. Pierwszym i dość drastycznym krokiem prowadzącym go w kierunku niezależności była… ucieczka z domu. Młody Jesse w wieku 14 lat postanowił porzucić nie dające mu perspektyw gospodarstwo rodzinne. Wbrew woli ojca, który zaplanował dla niego życie na farmie, nie mając ze sobą nic więcej poza pięcioma dolarami w kieszeni, wyruszył do Bostonu.

     Brak odpowiedniego wykształcenia zrehabilitowała chłopcu praktyka oraz bezpośredni kontakt ze środowiskiem giełdowym już od momentu podjęcia pierwszej pracy. W biurze maklerskim Paine Webber Livermore pracował jako „board boy”, którego zadaniem była zmiana na tablicy notowań giełdowych. Swoich pierwszych własnych inwestycji dokonywał poprzez zakłady bukmacherskie. Wspaniały zmysł oraz duże wygrane szybko jednak uczyniły z niego niepożądanego gościa. Już w wieku piętnastu lat zyski przyszłego tradera osiągnęły w przeliczeniu około 20 000 dzisiejszych dolarów.

Sukcesy i porażki
     Po kilku latach Jesse przeprowadził się do Nowego Jorku, gdzie szybko rozpoczął inwestycje na prawdziwej giełdzie. Okres ten zaowocował wypracowaniem własnych reguł i strategii inwestycyjnych których, jak sam później przyznał, nie zawsze się trzymał, co było przyczyną większości poniesionych przez niego porażek.

     Krach giełdowy w 1907 roku był dla Livermora okazją na dorobienie się pierwszej fortuny. Inwestycje oparte na krótkiej sprzedaży w warunkach braku kapitału na rynku oraz towarzyszący temu silny spadek cen akcji przyniosły zyski w wysokości ówczesnych 3 milionów dolarów oraz popularność w środowisku giełdowym.

     Zarobioną fortuną Jesse nie cieszył się długo. Zaangażowanie w handel bawełną wkrótce doprowadziło go do bankructwa oraz wygenerowało milion dolarów długu na koncie. Kolejne chude lata nie zniechęciły go jednak do działania. Przyczyn swoich niepowodzeń upatrywał przede wszystkim w odejściu od własnych reguł, kierowaniem się opinią innych oraz powiększaniem stratnych pozycji.

     Zakończenie I wojny światowej oraz panująca w latach  dwudziestych hossa pozwoliły na odrobienie strat. Był to dla Livermora okres pełen powodzenia oraz prosperity. Umiejętne inwestycje oraz doskonałe wyczucie rynku  pozwoliły mu utrzymać pasmo sukcesów nawet w momencie załamania rozgrzanej spekulacjami koniunktury, które doprowadziło w 1929 roku do wielkiego krachu rozpoczętego „Czarnym Czwartkiem”. W czasie gdy większość milionowych fortun utonęła na fali przeceny doprowadzając do bankructwa wielu niedoszłych milionerów, Jesse Livermore powiększał systematycznie swoją fortunę dorabiając się majątku szacowanego na 100 milionów ówczesnych dolarów. Niestety, nie było mu dane cieszyć się nią długo.

Raz na wozie, raz…
     Rok 1933 zdaje się stanowić początek widocznych problemów osobistych Livermora. Gdy pewnego dnia trader zniknął niespodziewanie, jego zaniepokojona rodzina niezwłocznie zgłosiła sprawę na policję. Następnego dnia Jesse pojawił się na posterunku oświadczając, że stracił pamięć. Wkrótce okazało się, że presja związana z pieniędzmi, nieudanym małżeństwem  oraz silny stres doprowadziły do niebezpiecznej depresji oraz załamania nerwowego.

     W roku 1934 Jesse Livermore ogłosił bankructwo. Pomimo wielu domysłów, do dzisiaj nie jest w pełni jasne w jaki sposób spekulant utracił wielomilionową fortunę. W tym okresie wraz ze swoją trzecią żoną postanawiają wyruszyć do Europy. Livermore miał w tym czasie powiedzieć „mam nadzieję uwolnić swój umysł od problemów”.

     Niezdolność do odzyskania utraconej fortuny oraz zachęty syna skłoniły go do napisania książki, w której postanowił podzielić się swoim doświadczeniem oraz strategią inwestycyjną. Pozycja „How To Trade In Stocks” została opublikowana w 1940 roku. Niestety, jak się szybko okazało, nie pozyskała sobie sympatii w środowisku giełdowym. Niepowodzenia oraz pogłębiająca się depresja doprowadziły Livermora do ostateczności. 28 listopada tego samego roku, w hotelu Sherry-Netherland na Manhattanie popełnił samobójstwo.

Zakończenie
     Jesse Livermore pozostawił po sobie szereg pomysłów i metod postrzeganych dzisiaj jako istotny wkład w encyklopedii inwestycyjnych strategii. Pomimo początkowego niepowodzenia, obecnie jego książka zaliczana jest do klasyki w kanonie literatury inwestycyjnej. Sam Livermore zwykł mawiać, że to nie pieniądze dają mu największą motywację do działania, ale fascynacja rynkiem postrzeganym jako „najwspanialsze i najbardziej złożone puzzle jakie kiedykolwiek wynaleziono”. Pokonywanie rynku i składanie w całość jego skomplikowanych elementów, stało się dla niego największym motywatorem i motorem do działania.



"There is only one side of the market and it is not the bull side or the bear side, but the right side."

“I believe that anyone who is intelligent, conscientious, and willing to put in the necessary time can be successful on Wall Street.  As long as they realize the market is a business like any other business, they have a good chance to prosper.”

“I trade on my own information and follow my own methods.”

 “It is what people actually did in the stock market that counted – not what they said they were going to do.”

“It is foolhardy to make a second trade, if your first trade shows you a loss.  Never average losses.  Let this thought be written indelibly upon your mind.”

“The only way you get a real education in the market is to invest cash, track your trade, and study your mistakes…. The examination of a losing trade is tortuous but necessary to ensure that it will not happen again.”

Fibonacci Team

1 komentarz:

  1. nigdy nie rozumiałem fascynacji JL ... gdyby był aż tak dobry nie dopuścił by do swojego bankructwa nie mówiąc o samobójstwie ...

    OdpowiedzUsuń